poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Szczęśliwy powrót

Po trwającej 28 godzin podróży, kilka minut przed 4 rano drużyna dotarła na Torwar.

Dziękuje wszystkim za udany wyjazd.


środa, 3 sierpnia 2011

Jeszcze więcej zdjęć

Jamboree 2011-08-03
Jamboree Szymosz

Quest

Dziś czekało nas wyzwanie. W strefie znanej jako quest musieliśmy pokonać zadania w czterech typów - jaskinię, w której musieliśmy szukać skarbu, średniowieczne zagadki, typowe zadania Wikingów (np. rzut młotem do tarczy) i tor przeszkód.


Zdjęcia wkrótce

wtorek, 2 sierpnia 2011

Nowe zdjęcia z Jamboree


Jamboree
Zdjęcia z aparatu Czarka od początku Jamboree do 1.08


Plaża

Z terenu Jambo codziennie jeżdżą autobusy nad Bałtyk. Dziś po kilkunastu minutach w kolejce i kolejnych kilkunastu w autobusie zobaczyliśmy morze. Daleko wypływać nie mogliśmy, ale i tak zabawy było sporo. Zamki z piasku, frisbee, pływanie i opalanie to główna treść naszego dnia wolnego.

Nowa Godzina powrotu

Zmieniła się planowana godzina powrotu do Warszawy. Jednak nie czeka nas noc w Gdyni i już w terminalu promowym przesiądziemy się do autokarów jadących do Warszawy. Oznacza to, że będziemy na Torwarze około 6 rano we wtorek 8.08.2011.

Relacja z Camp-in-Camp

Camp in Camp na Jamboree 2011

Nasza drużyna na Jamboree prowadzona przez Tadka Pieńkowskiego jako jedyna ze wszystkich polskich reprezentacji była na pełnym, 24-godzinnym Camp in Camp.

Na samym początku gdy wszyscy czekaliśmy na bus spotkały nas kolejki, gdy wreszcie siedzieliśmy w ostatniej strefie gdzie miał po nas przyjechać autokar, dowiedzieliśmy się że jesteśmy zmuszeni czekać jeszcze około godziny, gdyż kierowcy urządzili sobie lunch. Nie wyszło to jednak aż tak źle dla nas, gdyż poczęstowani coca-colą przez Amerykanów zapoznaliśmy się z nimi poprzez grę w Trupa. Gdy wreszcie przyjechał po nas autokar rozsiedliśmy się w fotelach i dojechaliśmy na miejsce po około godzinie drogi. Na miejscu spotkaliśmy naszego "opiekuna" który wskazał nam nasz namiot. Sam obóz przypominał Jamboree, mieli sporo cywilizacji w porównaniu do naszych, harcerskich obozów. Samo miejsce znajdowało się przy jeziorze Sjobo, gdzie była ich stara stanica.

Dzień spędziliśmy dość ciekawie. Zaczęło się od zajęć intergracyjnych gdzie poznaliśmy sporo dziewczyn w
wieku podobnym do naszego. Pomimo tego że sporo ich imion nie zapamiętaliśmy, to i tak się w miarę poznaliśmy. Po zajęciach musieliśmy się pożegnać i zrobić obiad, który sam w sobie był tłusy, ale dobry. W ramach odpoczynku dostaliśmy czas wolny, który część nas spędziła czekając w kolejce do kiosku. Nasz przyboczny wydał 70 SEK na lukrecje, której nie lubił. Najbardziej wzbogacił się osoby które dostał od niego swoje słodycze. Po jakimś czasie od kupienia jedzenia dostaliśmy informacje od Tadka że za pięć minut możemy pójść na 10-letniego Roller Costera. Zdziwieni udaliśmy się z drużynowym. Okazało się że w lesie stoi ich dwudziesto metrowa, drewniana platforma z której można zjeżdżać wózkiem. Szczęśliwi rzauciliśmy się do kolejki zrobionej przez nas. Oczywiście Szwedki też tam były. Kolejnymi zajęciami był LightTrack,
czyli krótka wersja Dream'a bez kolejek, jak to określił Tadek. Po zjedzeniu kolacji i wzięcia krótkich prysznicy położyliśmy się spać.

Następnego dnia po śniadaniu odbył się dość negatywnie (z początku) odebrane zajęcia zwane dumnie Forest Ride. Polegały one na budowaniu z różnych materiałów pojazdów którymi mieliśmy wziąć udział w wyścigu. Oczywiście w środku miał być kierowca, a za silnik robiła inna osoba. Na szczęście po budowaniu rozpoczęła się ta śmieszniejsza część. Pojazdy ruszał pojedyńczo i na czas. Gdy kierował Piotrek Gasser nie przejechał przez jedną beczkę, więc dodali mu jedną godzinę do jazdy. Następnie kierował Tadek, który rozwalił wszystkich swoimi sankami i zajął trzecie miejsce. Gdy natomiast kierowałem ja potrąciłem sporo pachołków i przechrzciliśmy nasz pojazd z wyścigówki na czołg. Potem był sam czas wolny w którym rozdawaliśmy gifty z namiotu polskiego kontyngentu. Było parę 'uścisków prezesa', zdjęć, a potem wszyscy zajmowali się sobą przy namiocie. Gdy Tadek zaproponował wypad nad jezioro to nikomu się nie chciało, więc skończył się na tym że poszliśmy tylko we dwójkę. Gdy wróciliśmy to był Lunch i nagle przybiegł
jakiś scout ze Szwecji i zaczął mówić że jest już autokar i trzeba wracać. Przyn K okazji odbyła się ciekawa przygoda, gdyż Jackowi wylał się olej w plecaku i trzeba było się tym zająć. Gdy dotarliśmy na miejsce musieliśmy czekać w kolejce jakieś dwadzieścia minut... W samym autobusie odbyła się bitwa na głosy między Brytyjczykami, a Hindusami. Tak mi się przynajmniej zdaje.

Szymon Krzysztoszek